06-08-2018, 23:21
mam za sobą jedną próbę na szczęście nieudaną. Byłem zmęczony wiecznymi lękami i fobią więc postanowiłem sobie podciąć żyły oczywiście nie na trzeźwo. To co później się działo w moim domu to był dla mnie koszmar a dla moich bliskich zapewne jeszcze większy. Ufff jaki ja byłem kurła głupi i zdesperowany. Żeby ta cała sytuacja nie poszła na marne postanowiłem sobie wyciągnąć jakieś wnioski. A dokładniej, że nie będę już takim egoistom i choć bym miał nie wiem jak cierpieć to "tego" więcej nie zrobię, że prędzej zostanę lekomanem albo zaszyję się do końca życia w domu ale "tego" swoim bliskim nie zrobię. Bo gdyby mi się kiedyś udało "wcześniej" zejść z tego świata to ilu osobą spierdolił bym życie. Ile osób zadało by sobie pytanie po mojej śmierci: czy to moja wina, czy mogłem coś zrobić?
Oczywiście nie mówię, że samobójcy są źli i samolubni. Ja tylko opisałem swój przypadek a innych nie oceniam każdy ma swój krzyż a dla niektórych jest on po prostu momentami za ciężki.
Oczywiście nie mówię, że samobójcy są źli i samolubni. Ja tylko opisałem swój przypadek a innych nie oceniam każdy ma swój krzyż a dla niektórych jest on po prostu momentami za ciężki.