16-10-2021, 16:03
Na przestrzeni ostatnich 100 lat rożnie tłumaczono pewną uległość/naiwność co najmniej części polskich obywateli wobec powszechnych, oficjalnie obowiązujących przekazów.
Począwszy od drugiej RP:
Zbyt duża część Polaków nie umie czytać i pisać, Ci co umieją czytać to w części nie rozumieją tego co czytają.
Jak i też na przykład bieda. Plus jeszcze " takie to były czasy"
Później po II wojnie światowej tłumaczono monopolem PZPR na informacje i na media, cenzurą, zwalczaniem rożnych pozostałych mediów zwłaszcza zagranicznych i ponownie bieda. Aczkolwiek do mniej więcej przełomu lat 60- tych i 70- tych problem alfabetyzmu też był nadal aktualny tylko się zmniejszał.
Do mniej więcej płowy lat 50- tych problem ten w polskim społeczeństwie nie różnił się specjalnie od II RP.
Plus także "takie to były czasy".
Czy to były diagnozy właściwie czy nie, nie ma pewności. Pojawiały się głosy że niewykluczone że mogły być zbyt wygodne, nie dotykały bardziej sedna rzeczy. Ze mogą stawiać społeczeństwo w tej materii jako pokrzywdzonego, ściąga to pewną odpowiedzialność.
Można się się przychylić do pewnego stwierdzenia że bez względu czy Polacy umieją czytać czy nie, czy istnieje internet, czy jest monopol na informacje, czy media są bardziej zwalczane czy nie ( w takim stopniu jak za PRLu czy podobnie) może to nie mieć aż takiego znaczenia.
Wydaje się że po prostu wystarczy odgrzać stare, sprawdzone sposoby, narracje i hasła, nie oglądać się na nic i czekać na efekty. Da się wmówić wszystko.
Począwszy od drugiej RP:
Zbyt duża część Polaków nie umie czytać i pisać, Ci co umieją czytać to w części nie rozumieją tego co czytają.
Jak i też na przykład bieda. Plus jeszcze " takie to były czasy"
Później po II wojnie światowej tłumaczono monopolem PZPR na informacje i na media, cenzurą, zwalczaniem rożnych pozostałych mediów zwłaszcza zagranicznych i ponownie bieda. Aczkolwiek do mniej więcej przełomu lat 60- tych i 70- tych problem alfabetyzmu też był nadal aktualny tylko się zmniejszał.
Do mniej więcej płowy lat 50- tych problem ten w polskim społeczeństwie nie różnił się specjalnie od II RP.
Plus także "takie to były czasy".
Czy to były diagnozy właściwie czy nie, nie ma pewności. Pojawiały się głosy że niewykluczone że mogły być zbyt wygodne, nie dotykały bardziej sedna rzeczy. Ze mogą stawiać społeczeństwo w tej materii jako pokrzywdzonego, ściąga to pewną odpowiedzialność.
Można się się przychylić do pewnego stwierdzenia że bez względu czy Polacy umieją czytać czy nie, czy istnieje internet, czy jest monopol na informacje, czy media są bardziej zwalczane czy nie ( w takim stopniu jak za PRLu czy podobnie) może to nie mieć aż takiego znaczenia.
Wydaje się że po prostu wystarczy odgrzać stare, sprawdzone sposoby, narracje i hasła, nie oglądać się na nic i czekać na efekty. Da się wmówić wszystko.